sobota, 29 października 2011

Premiera: Pełna relacja foto-video wyprawy do Loch Ness... i nie tylko ;)

Tak jak wcześniej obiecaliśmy zamieszczamy na naszym blogu film pełnometrażowy dotyczący naszej podróży nad jezioro Loch Ness i innych cudownych miejsc w tej części świata. Film został podzielony na trzy części tematyczne. Część 1 pokazuje podróż do portu pasażerskiego w Dunkierce (Francja), w którym to wypływamy promem do Dover (W. Brytania). Z kolei część 2 przedstawia "pierwsze kroki" w państwie o ruchu lewostronnym. Spotykamy wiele fajnych i pozytywnie zakręconych ludzi oraz docieramy do celu - Loch Ness. Natomiast część 3 pokazuje dalsze zmagania ze Szkocją, łącznie z wyspą Isle of Skye, a także przedstawia nasze odwiedziny w miastach takich jak: Stirling, Edinburgh, London i nie tylko :)

Wszystkie opublikowane części są doskonałym uzupełnieniem naszych wcześniejszych wpisów na blogu oraz artykułów w gazetach, które ukazały się po naszym powrocie - zakładka "Media". W związku z tym zachęcamy wszystkich odwiedzających do wcześniejszego przeczytania i zapoznania się z tymi materiałami :)

Tak więc, usiądź wygodnie w fotelu i poczuj się jak jeden z uczestników naszej wyprawy... zobacz to co my widzieliśmy ! :)

Część 1



Część 2



Część 3

środa, 19 października 2011

208 865 zł-rekord pobity, jesteśmy dumni !!!

Dostaliśmy informację od organizatorów, że w tegorocznej edycji Złombola zebrano ponad 208 865 zł !!! Nic dodać, nic ująć... jesteśmy dumni, że mogliśmy się przyczynić do tak ogromnego sukcesu :)
Poniżej zamieszczamy oficjalne podziękowania dla darczyńców:


Pochwalimy się również podziękowaniami dla naszej grupy:

niedziela, 11 września 2011

Zapowiedź relacji foto-video z naszej wyprawy :D

Film pełnometrażowy w trakcie produkcji.... tymczasem zapraszamy na krótki trial :)


poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Podziękowania

Chcielibyśmy podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do sukcesu naszej wyprawy, a w szczególności Panu Andrzejowi Kapicy, Panu Ryszardowi Kampie, Panu Walentemu Polok, Panu Janowi Czech, Panu Jerzemu Maciek oraz Pani Ilonie Nocoń wraz z Krzysztofem Nocoń oraz Januszem Konopka.

DZIĘ - KU - JE - MY!

W imieniu naszym i Fundacji "Nasz Śląsk" dziękujemy również wszystkim darczyńcom za przekazane środki na wsparcie domów dziecka!

czwartek, 4 sierpnia 2011

Złombol Dzień 13: Powrót i podsumowanie

Wróciliśmy do domu o 6 rano po ponad 14 godzinnej podróży. Chcieliśmy oszczędzić na paliwie, a to wiązało się z raczej powolną jazdą.

To już koniec tegorocznej przygody. Pora przedstawić ją w liczbach:
- Przygotowania do Złombolu trwały ponad 7 miesięcy
- Wyprawa trwała 13 dni;
- Przejechano ponad 5700 km;
- Spalono ok. 1013 litrów LPG;
- Oraz 126 litrów benzyny;
- Wykorzystano 5 litrów oleju silnikowego;
- Jechało 6 ludzi z czego 4 było kierowcami;
- Wieziono ok. 250kg bagażu.

To tak w skrócie, robi wrażenie ?

Poniżej zarys naszej trasy ze szczególnym uwzględnieniem Belgii i Wielkiej Brytanii:

środa, 3 sierpnia 2011

Złombol Dzień 12: Do domu

Z Unny wyjechaliśmy o godzinie 16 po uprzedniej naprawie czujnika świateł wstecznych. Liczymy, że droga pójdzie nam bezproblemowo, chociaż prognozy przewidują opady deszczu. Mamy co pić i mamy co jeść, z głodu nie zginiemy;P

wtorek, 2 sierpnia 2011

Złombol Dzień 11: No to hop!

Postanowiliśmy dłużej pooddychać niemieckim powietrzem. Kuzyn przygotował dla nas wypad nad wodę, nad którą pojechaliśmy Nysą. Reakcja przechodniów niezmienna: śmiech, radość, zdziwienie, konsternacja. Nie wspomnę o okazjonalnym używaniu naszych trąb;] Dotarliśmy do Lünen, gdzie główną atrakcją okazał się most wzniesiony nad kanałem. Dla podniesienia poziomu adrenaliny postanowiliśmy sobie z niego poskakać. Bezcenne przeżycie;] Wieczorem wyskoczyliśmy do centrum Unny. I upragnione nyny.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Złombol Dzień 10: Unna

Jak zwykle zaczynamy od śniadania, a że to poniedziałek to poszliśmy do pobliskiej piekarni po świeże bułki. Zwinęliśmy namioty, pożegnaliśmy przyjaciół i wyruszyliśmy w kierunku Dortmundu. Mieliśmy plan aby po drodze zaopatrzyć się jeszcze w belgijskie przysmaki, jednak normalne sklepy w poniedziałki otwierane są dopiero o godz. 12.00! Jadąc autostradą gratulowaliśmy kierowcom ciężarówek cierpliwości. Dało się zauważyć wyraźny korek za nami, podejrzewamy, że to przez nas XD Zboczyliśmy trochę z trasy zahaczając o Hennef, gdzie jeden z nas wysiadł. Stamtąd prosto pojechaliśmy do krewnych z Unny, którzy na widok samochodu nie mogli wyjść ze zdumienia (cała operacja była trzymana w tajemnicy) :D To był moment, w którym nasze mózgi zaczęły myśleć o porządnym jedzeniu, ciepłym prysznicu i wygodnym spaniu. Cóż... taka ludzka natura :P

niedziela, 31 lipca 2011

Złombol Dzień 9: Dover i Staden

Rano śniadanko i długie pogawędki z Polskimi kierowcami, którzy pogratulowali nam pomysłu i samochodu rzecz jasna:D Potem wyruszyliśmy do Dover, gdzie o godz. 16 będzie na nas czekał prom. Oznaczało to dla nas ostatnie godziny jazdy po lewej stronie, a szkoda, bo się przy tym dobrze bawiliśmy. Po znalezieniu dogodnego parkingu poszliśmy na mszę do kościoła pod wezwaniem św. Pawła, a po jej zakończeniu pozwiedzać Dover, mieliśmy jeszcze sporo czasu. Po wydaniu ostatnich "funciaków" w pobliskim supermarkecie, spotkaliśmy kolejną ekipę Złombolu tym razem była to Nysa ;] która, jak się okazało ma problem z mostem. Z naszą pomocą dowiedzieli się co dokładnie jest nie tak... jednak z braku części i czasu który nas naglił więcej nie udało nam się zdziałać. Miejmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Na promie spędziliśmy dwie godziny (uwzględniając zmianę czasu to nawet trzy;p) i przy wspaniałej pogodzie udało nam się zrobić parę fotek. Po powrocie na nasz kontynent pierwszym punktem docelowym stało się belgijskie Staden. Mieszkają tam nasi przyjaciele, których poznaliśmy dzięki wymianom międzynarodowym. Spędziliśmy tam noc. Przed przyjechaniem na miejsce obozowania zajrzeliśmy jeszcze do Diksmuide, gdzie po 1 wojnie światowej postawiono wysoka wieżę-monument przypominającą o zniszczeniach i poległych. Oczywiście wielkie podziękowania dla ekipy z Staden za gościnę. Kochamy Belgów, są fajni, uprzejmi i chętni do pomocy:D






sobota, 30 lipca 2011

Złombol Dzień 8: Londyn

Noc upłynęła pod znakiem autostrady. Trasa do Londynu zdawała się dłużyć w nieskończoność. Znowu szukaliśmy stacji z LPG i dopiero za 4 razem udało nam się ją znaleźć, BA! nawet nie była oznaczona. Nie ma to jak orientacja w terenie;] Na jednej ze stacji, na której kupowaliśmy olej na dolewkę musieliśmy przymocować drążek skrzyni biegów. Śruba, która go trzymała, przetarła się i wypadła. Spotkaliśmy tam również ciekawego kierowcy TIR-a z Polski, który wolne chwile spędzał z ławeczką i sztangą. Dotarliśmy na obrzeża Londynu gdzie kolejny raz pojawił się problem z miejscem parkingowym. Gdy mieliśmy to już z głowy wpakowaliśmy się do londyńskiego Underground i pognaliśmy do centrum. Zwiedziliśmy Londyn na tyle na ile pozwolił nam czas: Tower Bridge, Buckingam Palace, Westminster, Big Ben, Parliament oraz Green Park "bogaty" w lisy i szare wiewiórki. Wróciliśmy z centrum o 22. Kierujemy się na port w Dover, a po drodze szukamy parkingu na którym można rozbić obozowisko. Przy okazji jeździliśmy po prawej stronie, tak od czasu do czasu, w efekcie lekkiego zapomnienia i tęsknoty za naszym kontynentem xD Stety, albo niestety parking znaleźliśmy, ale przyszło nam spać w samochodzie. W romantycznym otoczeniu TIR'ów zjedliśmy obiado-kolację dopiero ok. północy...








piątek, 29 lipca 2011

Złombol Dzień 7: Stirling i Edynburg

Takiej pobudki się nie spodziewaliśmy. To była istna "inwazja mini komarów" których ukąszenia pozostawiały dziwne czerwone plamki. Zjedliśmy śniadanie w ich obecności i w drogę. Drugie wybrzeże wyspy czekało na nas :D Prawdopodobnie nasza Nysa jest pierwszą, którą ujrzała ta okolica. Mijamy owce leżące na jezdni. Droga ta, na mapie ma oznaczenie krajowej, ale wygląda jak nasza polna utwardzona żwirem. Docieramy do punktu wyjścia czyli most w Kyle of Lochalsh, a stamtąd nad jezioro Loch Duich, gdzie zrobiliśmy parę fotek naszej Nysy na tle starego zamku Donan. Spotkaliśmy tam ekipę Tarpaniątka;] Kolejnym jeziorem na naszej drodze było Loch Cluanie, przy którym wykonaliśmy idealne zdjęcia lustrzane tafli wody. Przy Loch Garry nie wytrzymaliśmy i po sutym obiedzie wskoczyliśmy do wody. Zimna bo zimna, ale liczą się wspomnienia;] Pełni sił i pozytywnej energii pojechaliśmy do Stirling. Znajduje się tam renesansowy zamek, na którym koronowano Marię Stuart oraz monument Wallace'a - mekka każdego szkota. Niestety spóźniliśmy się i zobaczyliśmy go jedynie z zewnątrz. Wieczorem udaliśmy się do Edynburga. Miasto niewiarygodne... żyje prawdopodobnie 24h/dobę. Mnóstwo zabytków, pub'ów, klubów i średniowiecznej szkockiej stylistyki. Żal wyjeżdżać, ale sporo drogi jeszcze przed nami. Szykuje się nocna zmiana;P









czwartek, 28 lipca 2011

Złombol Dzień 6: Inverness i Isle of Skye

Limit kosztów benzynowych jaki sobie obraliśmy już przekroczony... ale skoro jesteśmy już na tych wyspach to nie ma tchórzostwa: "wschód się bawi, pieniędzy nie liczy" ;P Po spakowaniu manatków na campingu przy Loch Ness ok. 12 wyruszyliśmy dalej w kierunku Inverness. Przejeżdżając przez miasto napotkaliśmy Żuka z padniętym mostem. Niestety z braku części zamiennych nie mogliśmy im pomóc. Pojechaliśmy do centrum gdzie zrobiliśmy małe zakupy w Tesco i wyruszyliśmy na małe zwiedzanie miasta po drodze kupując pamiątkowe szkockie drobiazgi. Kolejnym punktem naszej podróży miało być Elgin, ale po namowach tych bardziej w Szkocji obeznanych wybraliśmy przeciwny kierunek - Isle of Skye. Dotarliśmy do Kyle of Lochalsh, a tam mostem przeprawiliśmy się na wyspę i skierowaliśmy nasze opony do Uig. Po drodze mijaliśmy niespotykane nigdzie indziej wiecznie zielone wzgórza z stadami owiec na praktycznie każdej z hal. Zrozumieliśmy, dlaczego Isle of Sky jest tak zachwalana... Na jednym z przystanków z kabiny wypadł nam but, na szczęście w porę zorientowaliśmy się i udało się go odzyskać. Nic po nim nie jeździło, a i owce nie miały na niego ochoty. Minęliśmy Uig i dotarliśmy na najbardziej wysunięty na północ punkt wyspy. Tam znaleźliśmy kawałek miejsca z widokiem na zatokę otoczony skałami, który nadawał się idealnie pod założenie obozu. Tak też zrobiliśmy. Ok. 24 namioty i jedzenie były już gotowe. Zasypiamy licząc barany ;P









środa, 27 lipca 2011

Złombol Dzień 5: Bitwa o Highlandy i meta

Jak zwykle poranna toaleta i pakowanie namiotów. Tym razem przyszło nam także wyregulować hamulce. Ruszamy w trasę, dalej kierujemy się na Glasgow. Naszym oczom zaczęły ukazywać się niezwykłe widoki. Różnice w ukształtowaniu terenu po wyjeździe z miasta powiększyły się diametralnie, zrozumieliśmy, że to koniec przelewek... jesteśmy w Highlandach. Stawiliśmy czoła długim podjazdom i zjazdom oraz niekończącym się serpentynom. W okolicy jeziora Loch Lomond zrobiliśmy sobie popołudniowy piknik. Krzysiek postanowił pozbierać trochę jagód w okolicy (tak na deser). Wrócił z garścią owoców i... trzydziestoma kleszczami na sobie, które zdejmował z nóg i ubrań przez kolejne pół godziny. Sporo nerwów przysporzył nam brak stacji LPG i bankomatów akceptujących karty Maestro, w GB takie karty istnieją, ale Brytyjczycy wymyślili sobie "UK issue" ;/ A niech ich ....;P Gdy mijaliśmy jezioro Loch Ness zarządziliśmy postój przy Urquhart Castle przy okazji przykręcając nakładkę z pedału hamulca, która odpadła. O 22 Dotarliśmy na metę czyli camping w miejscowości Drumnadrochit zaraz przy Loch Ness! Wielka radość, wielkie świętowanie, wielka impreza... i pogawędki z innymi ekipami. Z tego co nam wiadomo nie wszyscy mieli tyle szczęścia i na mecie się nie pojawili. Poszliśmy spać o 4 w nocy... a rano trzeba wstać, dla nas Złombol jeszcze się nie skończył!







wtorek, 26 lipca 2011

Złombol Dzień 4: "druga strona mocy"... czyli Welcome to UK

Po zjechaniu z promu trzeba było przestawić nasze mózgi na lewą stronę, oznaczało to również jazdę w lewo na rondzie. Znalezienie po ciemku campingu o 2 w nocy graniczyło z cudem. Na domiar złego okazało się, że mapa europy w naszej nawigacji nie obejmuje wysp brytyjskich xD Zatrzymaliśmy się na jakimś parkingu... rano zauważyliśmy, że to parking przy wjeździe do campingu Stansted. Szybkie śniadanie pod oknem jednego z domów i w drogę. W drodze do Glasgow kupiliśmy zwykłą papierowa mapę Wielkiej Brytanii. Okazała się ona bardzo pomocna :D Po przebyciu paru kilometrów napotkaliśmy na naszej drodze pomarańczowego malucha Norberta i Pauliny, z którym trzymaliśmy się w drodze do kolejnego campingu. Było bardzo miło i w trasie i na postojach (szczególnie obiad w polu gdzieś pod Lancaster), chociaż tempo narzucili niezłe;P Nysa dała radę, ale i zjadła swoje. Z pomocą na osłodę naszych trosk przybyło dwóch super-dziadków, którzy najpierw machali nam z mostu, a potem wsiedli na stary motocykl BMW i popędzili za nami robiąc zdjęcia i kręcąc filmy. Śmiechu co nie miara, w oczach dziecięca radość i mnóstwo podniesionych kciuków w powietrzu! Dojechaliśmy na kolejny camping Townfoot-Lockerbie :D





poniedziałek, 25 lipca 2011

Złombol Dzień 3: Brugge, Oostende, prom

Po jakże potrzebnym śnie, pora ruszać w trasę. Podczas gdy połowa ekipy brała prysznic druga zajmowała się drobnymi regulacjami. Korekcji wymagał układ wylotowy, który stukał nam podczas jazdy. Potrzebna była również regulacja hamulca ręcznego. Zorientowaliśmy się, że silnik wcina nam olej. Wiedzieliśmy, że to będzie miało miejsce, ale nie w takim stopniu -,-' . Opuszczamy Holandię i wjeżdżamy do Belgii. Obieramy kierunek: Brugge. Miasto pięknie zachowane, a dzięki naszemu busowi zyskało kolejną atrakcję turystyczną - zaparkowaliśmy w centrum, a co!. Podczas pobytu w belgijskim sklepie polska sprzedawczyni gratuluje nam pomysłu i zachęca do kupna paru produktów m.in. piwa które kupiliśmy i trzymamy na lepszą okazję. Przyszła pora na obiad. Dojechaliśmy nad morze północne do Oostende, rozłożyliśmy sprzęt i zjedliśmy posiłek na promenadzie wśród wydm i pięknych widoków. Na 22 mamy zamówiony prom do Dover. Zmierzamy zatem do Dunqierki. Jakież było nasze zdziwienie, gdy po przyjeździe okazało się, że port z którego mamy odpłynąć leży 15km dalej, a czasu było mało i faktycznie go zabrakło. Prom pokazał nam tyłek(zabrakło nam ok. 10min). Tak więc czekaliśmy na kolejny o godz 23:59. W Dover byliśmy po 2 godzinach. Podczas rejsu każdy z nas przybił porządnego "gwoździa". Wypoczynek jak najbardziej zasłużony.









 
Copyright 2011 HippieNyss. Powered by Blogger